Moja Azja - Birma (Mjanma) i Tajlandia
Moja pierwsza wizyta w Azji trwała 2 tygodnie i był to niesamowity czas pełen wrażeń i wspaniałych inspiracji.
Podróż za namową przyjaciół zaczęłam planować pół roku wcześniej, zaraz po zakupie biletów lotniczych do Bangkoku.
Ważna kwestia dotyczyła wyboru ubezpieczenia. Aby bezwzględnie cieszyć się wyjazdem, potrzebowałam optymalnego ubezpieczenia, gwarantującego poczucie bezpieczeństwa. Przez wiele godzin przeglądałam dostępne opcje i wybrałam najlepszą.
Hanse Merkur oferuje pakiet premium, uwzględniający koszty leczenia, ubezpieczenie następstw nieszczęśliwych wypadków w podróży i inne opcje (dokładne informacje na stronie www.hansemerkur.pl).
W przypadku wyjazdu do Tajlandii i Birmy nie ma obowiązkowych szczepień, ale są zalecane i każdy indywidualnie powinien podjąć taką decyzję.
Czas oczekiwania na wyjazd dość szybko minął i wreszcie nadszedł TEN dzień - naszej azjatyckiej przygody.
Lot z Warszawy do Bangkoku (z przesiadką w Kijowie) był długi i męczący…
Na miejscu ciężko było złapać oddech bo wiadomo, że miasto to jest mega zanieczyszczone i na dodatek ten upał, do którego człowiek jeszcze nie zdążył się przyzwyczaić. Szczególnie w listopadzie :)
Wszystkie niedogodności minęły, kiedy wieczorem po zakwaterowaniu w hotelu na Khao San Road (moim zdaniem najlepsza lokalizacja) wyszliśmy na kolację i poczuliśmy ten niesamowity klimat Tajlandii. Jedzenie dostępne na każdym rogu ulicy i aromatyczne potrawy przygotowywane dosłownie na ulicy (street-food), magiczne – świetlne dekoracje, masaże i muzyka na żywo, przy dźwiękach której można było się totalnie zrelaksować…
Następnego dnia byliśmy już w Birmie (Mjanma), na lotnisku przywitali nas uśmiechnięci mieszkańcy i wówczas poczułam, że to ludzie są najlepszą wizytówka tego kraju. Rangun ma do zaoferowania turystom najważniejszą, najpiękniejszą i największą Świątynię Swedagchon Paya, która przed zachodem słońca mieni się różnymi kolorami… Miejsce to jest magiczne i miałam wrażenie, że nikt nie czuje się tam obco…
Czas na kontakt z naturą…kolejne dwa dni spędziliśmy nad jeziorem Inle lake.
Jadąc samochodem z lotniska mijaliśmy wioski, których mieszkańcy pracują między innymi w przydrożnych kamieniołomach.
Hotel w którym sie zatrzymaliśmy (bardzo tani) był niesamowicie luksusowy i wyróżniał się swoja architekturą od innych budowli w małym miasteczku. Wieczorem mieliśmy okazję zrelaksować się na lokalnym festynie a było co robić…gry, stragany, koncerty i oczywiście jedzenie lokalne .
Następnego dnia już o wschodzie słońca wyruszyliśmy w całodzienny rejs po ogromnym jeziorze Inle lake.
Dzień był pełen wrażeń bo jezioro oferuje wszystko czym obdarzyła natura i co wymyślił człowiek. Pływając po jeziorze mogliśmy zaobserwować rybaków wiosłujących nogą (tych prawdziwych i tych na pokazJ), pływające ogrody i plantacje, chaty na palach i lokalne produkcje…a posiłek serwowany jest prosto z innej łodzi lub w restauracjach na wodzie.
Dla mnie jest to zdecydowanie numer 1 i najciekawsza atrakcja Birmy bez zobaczenia której, nie można wracać do domu…
Kolejnego dnia byliśmy już w Bagan. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od wschodu słońca i zakończyliśmy o zachodzie słońca.
Przemierzyliśmy ogromny teren z niezliczoną ilością pagód i świątyń z XIII wieku z pięknymi freskami. To z pewnością jedyne takie miejsce na świecie, które trzeba zobaczyć z lotu ptaka (bardzo popularne są loty balonem).
Przemieszczać tu się można również śmigając skuterem lub pedałując na rowerze a także podjechać taksówką i nie wdychać kurzu. Zgadnijcie, która opcję wybrałam?
Ostatni dzień w Birmie spędziliśmy w Mandalay – gwarnym i męczącym mieście. W okolicy można przejść się po najdłuższym moście tekowym świata (U Bein Bridge) i poczuć niesamowity dreszczyk emocji.
Cały pobyt w Birmie był niesamowity a serdeczni i uprzejmi mieszkańcy zostaną już na zawsze w mojej pamięci…
Po powrocie do Bangkoku poczułam, że Tajlandia niesamowicie różni się od Birmy i niestety mieszkańcy już nie są tak serdeczni jak mi się to wydawało pierwszego dnia po przylocie i myślą tylko o tym jak zarobić. Trzeba uważać, aby nie być oszukanym, głównie przez taksówkarzy.
Naszą podróż zakończyliśmy w Bangkoku i sąsiednim kurorcie – Pattaya.
Uwielbiam naturę, więc chętnie ostatni dzień spędziłam w zielonym i magicznym miejscu Erewan National Park, gdzie miałam okazję popływać przy wodospadach…
Była to pierwsza, ale mam nadzieję nie ostatnia moja podróż do Azji…
|